niedziela, 30 października 2016

40. ZACOFANY W TERAŹNIEJSZOŚCI


Nieprzewidywalność świata potrafi zaskoczyć. 
Trzeba być, przy tym, bardzo zakręconym, by wyjść z domu, do oddalonego o kilka kroków kościoła, na godzinę 12.00 i być na mszy tylko ostatnie 5 minut. 
Jest to możliwe, oczywiście, przez przesuwanie wskazówek zegara o godzinę do przodu, przy zmianie czasu na letni.
Taka niepotrzebna (moim zdaniem), dwa razy w roku, zabawa z czasem, namieszała mi kiedyś w życiu.
Jesienny, niedzielny poranek.
Słońce schowane za chmurami, deszcz zaczyna padać, a ja pełen sił, po porannych obowiązkach, wyruszyłem na spotkanie z przyjaciółką.
Miałem czekać na nią przy nadmorskiej kawiarence. 
Schowany za kapturem kurtki wyczekiwałem jej nadejścia.
Było już 5 minut po umówionym czasie, ale znając kobiece spóźnienia, czekałem dalej cierpliwie. 
Zresztą nie mogłem zadzwonić do niej, bo wtedy jeszcze nie było ogólnodostępnych telefonów komórkowych. 
Mijały już 3 kwadranse, a ja nadal mokłem, wypatrując nadejścia oczekiwanej osoby.
Nieświadomy, że w nocy trzeba było cofnąć o godzinę wskazówki zegara, denerwowałem się niespodziewaną absencją.
10 minut przed rzeczywistym momentem randki opuściłem, zrezygnowany, miejsce porażki. 
Szybko sobie wmówiłem, że mnie wystawiła, że nie jestem dla niej na tyle ważny, by wszystko rzuciła i przyszła.
Jak zbity pies odszedłem inną trasą, nie dając sobie (niestety) szansy na spotkanie się wpół drogi.
Gdy wróciłem do domu, krzątałem się bezsensownie po mieszkaniu, szukając wytłumaczenia.
Myśl, że może coś się ważnego stało, wygrała z moim pesymizmem.
Postanowiłem pójść do jej domu.
Wciskając dzwonek u drzwi zastanawiałem się, co powiem.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy w progu stanęła jej mama, mówiąc, że córka wyszła na spotkanie ze mną. 
Reszta zdarzeń była do przewidzenia - wyprostowanie sprawy, nowe kwiaty, proszenie o wyrozumiałość itp.
Na szczęście przeprosiny zostały przyjęte, a randka, choć w innym terminie, doszła do skutku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz