Skup się na realizacji tego, co najbardziej jest ci potrzebne w życiu.
Pozostałe pragnienia potraktuj jako dodatki, a nie priorytety, by nie obudzić się pewnego poranka z Iphone'em przy uchu i smartwatch'em na ręce, lecz bez zapewnionego dachu nad głową.
W obecnych czasach, trudno nie odnieść jednak wrażenia, że Maslow się pomylił.
Dla wielu ludzi, pierwszą potrzebą, jaką zaspokajają, nie jest ani jedzenie, ani inne potrzeby fizjologiczne, a potrzeba przeglądania internetu.
Pobudka i szybkie przejrzenie poczty mailowej, portali społecznościowych i innych stron.
Brak czasu na poranne ćwiczenia i porządne śniadanie.Zamiast zadbać o zdrowie i kondycję fizyczną zatracamy się w wirtualnym świecie.
Gdy do tego dojdzie fakt, iż internet w konsekwencji jest ucieczką od problemów, cały zapał do wyjścia z trudności, staje się słomiany.
Trzeba umieć wyważyć czas na rzeczy konieczne do zrobienia, z tymi, które dają odrobinę relaksu.
Odróżnienie celów życiowych od materialnych marzeń wymaga chwili zastanowienia i weryfikacji.
Spisanie wszystkich celów i marzeń na kartce, z dokładnym planem działania, pozwala się zorientować, ile z nich mamy tak naprawdę szansę osiągnąć.
Życie mamy jedno, także musimy brać też pod uwagę czas, potrzebny na realizację pragnień.
Stracić całe życie na spłatę długów, bez żadnej radości po drodze, nie ma najmniejszego sensu.
Zasada "złotego środka" sprawdza się w takich sytuacjach rewelacyjnie.
Metodologia określania celów, opisana w poradnikach, zawsze mnie irytowała.
Nigdy nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że teoria zawsze w pewnym momencie odbiegała od realiów.
Mimo, iż ujmuje się w całym tym procesie osiągania celów, element zmienności, dalsze analizowanie sytuacji na przyszłość, było wróżeniem z fusów.
Zawsze wolałem określać jedynie główny cel i podcele.
To wystarczało, by zostały uwzględnione wszystkie nieprzewidywalne sytuacje, bo przecież wiedząc, czego tak naprawdę oczekujemy od siebie i życia, żadne większe zawirowania nie są w stanie nas odwieść od tego.
Małymi krokami jesteśmy w stanie więcej osiągnąć.
Nawet jeśli będziemy zmuszeni do wykonania kilku kroków wstecz, nie zniechęcimy się w takim stopniu, jakby to było, gdybyśmy musieli to zrobić korzystając z czyichś rad.
Wówczas irytacja jest zdecydowanie większa i do tego wyrzuty sumienia, w stylu: "Po co posłuchałem jej/jego, mogłem to zrobić po swojemu".
Metodologia określania celów, opisana w poradnikach, zawsze mnie irytowała.
Nigdy nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że teoria zawsze w pewnym momencie odbiegała od realiów.
Mimo, iż ujmuje się w całym tym procesie osiągania celów, element zmienności, dalsze analizowanie sytuacji na przyszłość, było wróżeniem z fusów.
Zawsze wolałem określać jedynie główny cel i podcele.
To wystarczało, by zostały uwzględnione wszystkie nieprzewidywalne sytuacje, bo przecież wiedząc, czego tak naprawdę oczekujemy od siebie i życia, żadne większe zawirowania nie są w stanie nas odwieść od tego.
Małymi krokami jesteśmy w stanie więcej osiągnąć.
Nawet jeśli będziemy zmuszeni do wykonania kilku kroków wstecz, nie zniechęcimy się w takim stopniu, jakby to było, gdybyśmy musieli to zrobić korzystając z czyichś rad.
Wówczas irytacja jest zdecydowanie większa i do tego wyrzuty sumienia, w stylu: "Po co posłuchałem jej/jego, mogłem to zrobić po swojemu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz