piątek, 30 grudnia 2016

62. PRZETRWAĆ DO ŚWITU


Hucznie obchodzony Sylwester nie każdemu się podoba.
O ile widok setek rozbłysków na niebie wprawia w stan zachwytu, o tyle przyziemny kontakt z petardą przyprawia o zawał serca lub inny rozstrój nerwowy.
Powrót do domu z pracy, lub wyjście na miasto, przypomina przedzieranie się przez jakiś front wojenny. 
Tu huk, tam trzask, a my nie wiemy gdzie się skryć.
Świst przelatująch petard wywołuje panikę nie tylko wśród starszych osób i zwierząt, ale nawet rosłych opryszków. I tak już na 2 dni przed Sylwestrem.
Granica między tragedią, a dobrą zabawą staje się niezwykle cienka. 
Dla młodych ludzi nie stanowi, i nigdy nie stanowiło, to problemu.
Pamiętam wszystkie sylwestrowe noce z liceum oraz gdy studiowałem.
Upojenie alkoholowe sprawiało, że obawy znikały, z każdą wypitą "setką".
Nocny wypad na miasto z szampanem w ręku, w towarzystwie kumpli, uśnieżał czujność. 
W każdym większym mieście, w którym miałem okazję świętować, młodzież zawsze spotykała się po północy w centrum, by świętować nadejście Nowego Roku.
Wspólne odpalanie fajerwerków, składanie życzeń obcym ludziom, wspólne tańce na dyskotece lub prywatce, a potem spacer po mieście prawie do świtu.
Z każdym rokiem, coraz trudniej przychodzi mi wytrwanie do rana.
Z racji spędzania Sylwestra przed telewizorem, szybciej kładę się spać - nawet, gdy jestem w gościach. Szalone wypady na dwór już mnie nie bawią, zatem 2:00 w nocy to już czas na mnie.
Trudno jednak "na trzeźwo" zasnąć, gdy zza okna słychać festiwal okazjonalnie puszczanych jeszcze fajerwerków. Nawet psy mają z tego powodu gehennę.
Każdy wiek człowieka rządzi się swoimi prawami, dlatego pokornie leżę wtedy w łóżku i czekam, by móc kilka godzin spędzić w objęciach Morfeusza - jakkolwiek dwuznacznie by to nie zabrzmiało ;-)
Dla wszystkich "nocnych marków", którzy lubią siedzieć przed telewizorem, komputerem, chciałbym odradzić ten sposób spędzania czasu. W myśl noworocznej przepowiedni: "to, co każdy robi w Nowy Rok, będzie robił przez cały rok".
Może zatem warto, lepiej pobyć w gronie przyjaciół i rodziny, by mieć pewność, że przynajmniej najbliższych 365 dni nie będziemy osamotnieni....czego życzę wszystkim na nadchodzący, Nowy (2017) Rok.
Pogody ducha i dużo zdrowia !!!
DO SIEGO ROKU !!!

wtorek, 27 grudnia 2016

61. OSTATKI 2016 ROKU


Nastrój świąt nie opuszcza mnie.
Pozostałości z wigilijnego stołu cieszą moje zmysły, pomimo powrotu do pracy.
Najbardziej kuszą słodkości, których nigdy nie brakuje w prezentach pod choinką.
Zarówno one, jak i pozostałe ze świąt wędliny, stanowią dla mnie dwudniowe menu.
Chociaż skończyły się wolne dni, nie w głowie mi zatem odchudzanie, bo woń potraw ciągle mi towarzyszy.
Deszczowa, jesienna pogoda dodatkowo sprzyja sięganiu po czekoladowe rozweselacze.
W końcu to ostatnie dni roku, można sobie pofolgować, by mieć jakieś radykalne, noworoczne postanowienia odnośnie jedzenia i wagi ciała.
Praca nie pozwala zbyt mocno się rozleniwić. Codzienne obowiązki domowe również pilnują dyscypliny. Nie stresuje mnie dlatego widok dna puszki na smakołyki.
Ostatnie dni starego roku to nie tylko wspominanie minionych świąt, ale również przygotowanie się na nadejście Nowego Roku.
Kalendarz otrzymany od Świętego Mikołaja zapełnia się planami na następne tygodnie.
Staram się realnie określić działania i cele, nie traktując życia jako zło konieczne, a dobro, jakie mi dano do wykorzystania.
Ostatnie dni sprzyjają refleksjom, tj. czego nie dokonałem, co przyniosło mi wiele radości itp.
To jest też czas na weryfikację marzeń, aby reszta życia (w tym jej część, w 2017 r.) upływała z zaistnieniem miłych akcentów, na które każdy powinien sobie pozwolić.
Nie wszystko się może spełnić, nie zawsze uda się rozwiązać jakieś sprawy, ale wiara w pozytywne rozpoczęcie roku i dalszy przebieg dni, musi podporządkować sobie nasze plany.
Kolejne ostatki zweryfikują podjęte kroki, a przez cały rok mamy prawo żyć nadzieją i marzeniami,  opartymi na ukierunkowanych działaniach.
Dążenia do celów nadają bowiem sens naszemu istnieniu.
Gdy mamy dla kogo lub czegoś żyć, nigdy się nie zagubimy.

sobota, 24 grudnia 2016

60. RODZINNY CZAS


Kiedy, jak nie dziś, możemy spróbować sobie przebaczyć? Trzeba wyrwać kartkę złych myśli i słów, by nowe strony księgi życia były już bardziej radosne.
Wszystkie przemilczenia również powinny znaleźć swój kres. Niech duma i zarozumiałość nie zwiedzie nas z tej drogi szczęścia, jaką jest rodzina.
Kiedy, jak nie dziś, znajdzie się miejsce przy stole dla każdego wroga? Przecież musimy kiedyś wyjaśnić nieporozumienia i błędy.
Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo zagubić się na chwilę - a kto bez winy niech pierwszy rzuci kamieniem.
Niech zachłanność i pycha pójdą w kąt, przy wigilijnym stole.
Niech każde pozytywne uczucie towarzyszy nam w te świąteczne dni.
Odnajdźmy radość, jaką wynieśliśmy z dzieciństwa, gdy każdy gość przybywający do naszego domu był zapowiedzią mile spędzonego czasu.
Gdy widzisz zatroskane twarze rodziców, ich oszronione upływem czasu włosy, przemyśl proszę, czy dalsze kłótnie w rodzinie służą Tobie, a zwłaszcza im.
Czasem warto jako pierwszy(a) wyciągnąć rękę na zgodę, choćby dla własnej satysfakcji i spokoju sumienia.
Jeśli ktoś nie odwzajemni takiego gestu pojednania, mamy chociaż argumenty, by siebie nie winić za zaistniałą sytuację.


Życzę wszystkim spokojnych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia, by każdy mógł spędzić tych kilka dni w gronie najbliższych sercu ludzi.
Wszystkim samotnym, szukającym dopiero (lub ciągle) bratniej duszy, spragnionym bliskości oddanej osoby, życzę wytrwałości w poszukiwaniach i anielskiej cierpliwości.
Zapewniam, że to głównie od nas zależy, czy chcemy (i będziemy) szczęśliwi, dlatego najważniejsze,  by nie tracić pogody ducha i nadziei.

Wesołych Świąt !!!

środa, 21 grudnia 2016

59. DZIECIĘCE OCZEKIWANIA


33 lata temu, o tej porze, spadał z nieba biały puch. Świat stawał się weselszy, a i dzień jakby jaśniejszy. 
Brałem sanki i szedłem, opatulony szalem, na pagórki.
Całymi godzinami mogłem spędzać tak czas.
33 lata temu, gdy śnieg wypełnił całe podwórko, zaczynały się bitwy na śnieżki. Zmrożone kule były amunicją w wyścigu o jak największą liczbę trafień przeciwnika. 
Całe ferie zimowe można było cieszyć się śniegiem po pas, choć wiadomo, że dorośli inaczej podchodzili do takiej zimy.
33 lat temu można było też lepić bałwana. Oczy z kostek węgla, nos z marchewki, usta z kawałka gałązki i miotła wetknięta przy boku.
Choć niknął w oczach, każdego cieplejszego dnia, był symbolem świetnej zabawy przez cały okres zimowy.
Dziś na próżno szukać pierwszego śniegu. Zima jakby wiedziała, że dorosłem i nie zamierzała już bawić oczy, nie tylko, porannym widokiem ośnieżonych drzew.
Kolejne święta zapowiadają się "po wodzie", bez pogodowego nastroju.
Efekt cieplarniany skutecznie utrudnia nam odczuwanie nadchodzących świąt. Szarość dnia bardziej męczy niż nastraja pozytywnie.
Już tylko przystrojone witryny sklepowe i ulice miast, mogą uratować atmosferę przedświąteczną. Oby prognozy się nie sprawdziły i po ostatnich latach bez śniegu, można było cieszyć się śniegiem przynajmniej w ten szczególny, grudniowy, czas.
Aby każde dziecko poczuło, dzięki temu, magię świąt i miło wspominało te dni, po wielu latach. Świat dziecka rządzi się swoimi prawami, a oczekiwania wobec świąt, to głównie, jak najlepszy prezent pod choinką.
Zróbmy wszystko, by te święta upłynęły w rodzinnej atmosferze, przy wspólnym stole, śpiewaniu kolęd, spacerze, nawet przy rodzinnie rozegranej grze planszowej.
Przypomnijmy sobie, jak my byliśmy dziećmi - przecież pozostajemy nimi do końca życia... choćby w oczach naszych rodziców.

niedziela, 18 grudnia 2016

58. LEKKOŚĆ BYTU


Ucieczka od zgiełku ulic i tłumów ludzi pozwoliła mi zobaczyć, że można żyć spokojniej. Zaczerpnięcie świeżego powietrza, wpatrywanie się w zieleń lasu, dla ukojenia zmęczonych źrenic, przywraca właściwy rytm.
Niektórzy spowalniają swe życie dopiero wtedy, gdy ciało, targane chorobą, odmawia posłuszeństwa. Zawał serca potrafi odwrócić postrzeganie świata o 180 stopni.
Na taki efekt może być niestety zbyt późno, gdy dolegliwości będą bardziej rozległe, niż by się nam wydawało.
Betonowy świat także nie ułatwia nam kontaktu z naturą.
Człowiek cieszy się jak dziecko, gdy dziki i sarny podchodzą pod bloki mieszkalne. To często jest jedyna możliwość obcowania z nieujarzmioną przyrodą.
Namiastka krzewów i drzew, w centrach miast, próbuje zastąpić faktyczny obszar, dający ukojenie nerwom. Wszelkiego rodzaju ogrody botaniczne, zoo, motylarium, przypominają nam o innym świecie, który (tak naprawdę) jest w zasięgu naszej ręki.
Łowiectwo, leśnictwo i inne podobne pasje, można realizować właśnie dzięki obecności naturalnych terenów, które otaczają nasze wioski i miasta.
Gdy potrzebujemy wytchnienia po ciężkim tygodniu pracy, nie ma nic lepszego niż kontakt z naturą.
Łąki, lasy, jeziora i inne akweny wodne, mają swoich sympatyków - zarówno latem, jak i zimą. Nie bez powodu.
Doceniają to nie tylko ludzie, ale również nasze psiaki, mogące rozprostować kości po wielu dniach ciasnoty w ciepłym, ale małym, mieszkaniu w bloku.
Nie każdy ma to szczęście, by żyć blisko morza, czy gór, ale obszary leśne są praktycznie wszędzie i powinny być stałym punktem naszych spacerów,  wędrówek lub wyjazdów.
Korzystajmy z tego dobrodziejstwa, szanując jednocześnie środowisko.
Nie zostawiajmy śmieci po sobie, nie zanieczyszczajmy wód, nie zakłócajmy życia innych zwierząt.
Szanujmy las, bo on robi wszystko, byśmy się w nim czuli jak najlepiej.

czwartek, 15 grudnia 2016

57. UWIĘZIONA DOBROĆ


Nikt nie rodzi się złym człowiekiem.
Gdyby nie obawa przed ośmieszeniem, utratą statusu społecznego i personalnym atakiem ze strony oponentów, nikt nie ukrywałby się ze swoją empatią i altruizmem.
Z przerażeniem obserwuję  narastające antagonizmy w akcjach, pomagających innym ludziom.
Gdy polityka macza swoje palce nawet w tym aspekcie życia, trudno o przemilczenie.
W czym gorsza jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy od innej akcji, że po 25 latach nagle telewizja publiczna odmawia transmisji jej finału?
Czy jedno dobro, jest lepsze od drugiego? Kościelna akcja jest bardziej istotna niż fundacja, wspierająca szpitale w sprzęt ratujący życie?
Na każdą ludzką życzliwość powinno zawsze znaleźć się miejsce w mediach.
Kilkanaście lat temu Polską wstrząsnęła prawda o pracy w jednym z marketów, gdzie kobiety pracowały w ciężkich warunkach. Noszenie pampersów przy pracy w kasie, niezapłacone nadgodziny, które nie były też ujawniane.
Gdyby nie strach przed utratą pracy już wcześniej prawda mogła wyjść na jaw. Pracownice nie chciały obciążać pracodawcy w sądzie.
Jednak ludzkie sumienie wyzwoliło wrodzoną dobroć i obawa przegrała z kretesem.
Dzień ogłoszenia wyroku to był faktycznie "Dzień Kobiet", święto dla ciemiężonych bohaterek.
Wydaje się, że im więcej ma się pieniędzy w portfelu, tym większa dobroć z niego wypływa. Bogaci mają hojniejsze gesty, bo są wyswobodzeni od comiesięcznej (wyliczonej na życie) wypłaty. Pozostali ludzi też chcieliby obdarzać innych swoją szlachetnością, Niestety nie każdy może sobie pozwolić na "wdowi grosz".
Czasami dobre słowo i samarytański gest są więcej warte, niż jakiekolwiek pieniądze. Szkoda tylko, że tak często boimy się pokazać światu pozytywną twarz.
Przecież to nie jest oznaka słabości.
Świat przytłacza, tłamsi wszelkie oznaki ludzkiej dobroci. Pogoń za lepszym życiem zaślepia wrażliwość i sumienie.
Jeśli chcemy odczuć satysfakcję z życia, z bycia potrzebnym, znaleźć sens istnienia, być może właśnie bezinteresowny uczynek sprawi, że nasze życie będzie szczęśliwsze.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

56. WIDOKI NA PRZYSZŁOŚĆ


By wyjść z kłopotów, warto nabrać dystansu.
Spojrzenie na problem z boku, lub z góry, pomaga dostrzec jakiekolwiek szanse na wyjście z trudnej sytuacji. Ważne, by nie tracić nadziei, a to, co przynosi życie, przyjąć z godnością. 
Syty, głodnego nie zrozumie, zatem trudno przekonać kogoś do czegoś, czego on sam nie przeżył. Jednak przejście każdej zawieruchy, zapewniam, daje więcej sił na dalsze przeciwności losu. Nie warto za szybko odpuszczać.
Gdy pewność własnych sił przewyższyła trwogę, zacząłem realnie myśleć o swojej przyszłości.
Nie od razu udało mi się zebrać w sobie, by skutecznie coś rozpocząć. Czasem potrzeba kilku prób, by powstać w pełni z kolan.
Ważne, by nie zrażać się po kolejnej próbie.
Dążymy do czegoś w życiu i tego trzeba się trzymać.
Wszelkie marzenia, dotąd schowane, przeze mnie, głęboko w pamięci, stały się prawie priorytetem w życiu, jedyną radością, do której przecież każdy lgnie.
Dla wielu jest to szczęście w rodzinie, zdrowie, nowy zakup cennej rzeczy - ważne, by wiedzieć, co tak naprawdę jest nam potrzebne. 
Zacząłem od kupna nowego kalendarza na przyszły rok.
Wcale nie było to łatwe. Nie lubię bowiem używać czegoś, czego nie akceptuję zarówno wizualnie, jak i użytkowo.
Terminarz musiał spełniać moje wymogi praktyczne, czyli siedem dni tygodnia na jednej stronie, by zapisywać jakieś ważne rzeczy przypisane do konkretnego dnia. Druga strona, natomiast, powinna być cała do zapisków.
Znalazłem raptem 2 takie kalendarze książkowe, także ostateczny wybór był już prostszy.
Rozplanowałem, miesiąc po miesiącu, wszelkie działania i marzenia, wyznaczając sobie, tym samym, czas na ich realizację. Takie sztywne daty, dodatkowo zmotywowały mnie do pracy nad realizacją pragnień.
Patrząc codziennie na wypełnione strony kalendarza, wzrastała we mnie wiara w to, że może się to wszystko udać.
Aby być pewnym swojej determinacji w działaniu, warto zacząć zmiany od jakiegoś konkretnego dnia - w dniu urodzin, z Nowym Rokiem itp.
Łatwiej wtedy oddzielić dotychczasowe, gorsze, życie grubą kreską i dostrzec lepsze widoki na przyszłość.

czwartek, 8 grudnia 2016

55. DLA LEPSZEGO SAMOPOCZUCIA


Coroczna, jesienna aura bez promieni słonecznych wprowadza w nasze życie apatię.
Jedyną ucieczką, od tego stanu ducha i ciała, wydaje się być wyjazd do ciepłych krajów. Ten czasochłonny i drogi sposób na odrobinę relaksu udało się zastąpić czymś bardziej dostępnym dla wszystkich ludzi.
Potrzeba jest matką wynalazku, zatem stworzono solarium.
Nie zamierzam nikomu doradzać w tej kwestii, bo każdy ma swój styl życia i rozum.
Tak, jak korzystanie z usług wróżki, czytanie horoskopów, stawianie Tarota, jest dla zagubionych, lub ludzi szukających nadziei, ważną sprawą, tak i nasłonecznione ciało potrafi poprawić samopoczucie. 
Nigdy nie korzystałem z dobrodziejstwa sztucznych świateł, jednak wystarczy zaobserwować siebie, jak reagujemy na przyciemnione światło w pokoju, a jak na włączenie kilku źródeł światła jednocześnie.
Wszystko wymaga jednak rozwagi.
Czuć się dobrze we własnej skórze będziemy tylko wtedy, gdy zaakceptujemy siebie.
Czy to dzięki opaleniźnie słonecznej, czy ze sztucznego światła, ciemniejszy kolor skóry daje nam pewność dobrego wyglądu, o ile nie przekroczymy granicy absurdu.
Opalanie się powinno być jedynie dodatkiem do życia, a nie uzależnieniem i sposobem na życie.
Chcąc poczuć się lepiej, cieszyć się dobrą kondycją (nie tylko) skóry, proponuję zainteresować się inną metodą na lepsze samopoczucie... aktywnością fizyczną.
Spacer, bieg, siłownia, zajęcia sportowe w sali lub na zewnątrz, dadzą o wiele więcej frajdy i zadowolenia, a przy tym wyraźnie poprawią nasz wygląd i figurę.
Pewnie, że lepiej leżeć w słońcu lub pod lampą w solarium, ale prawdziwe dbanie o swoje zdrowie to zoptymalizowany ruch, a dotlenienie to szybki sposób na lepsze samopoczucie.
Kiedy nasze ciało będzie dla nas wizytówką, to już nawet odrobina opalenizny będzie podkreślać naszą atrakcyjność = samozadowolenie = chęć do życia.
Nie uważam przy tym, że bardziej puszyste osoby muszą być skazane na wieczny pesymizm. Wręcz odwrotnie. Znam wiele kobiet i mężczyzn bardziej zadowolonych z życia, niż nie jeden szczuplak.
Dobre samopoczucie to jedynie nasz stan umysłu, a depresje dotykają równie często szczupłe osoby.
Zależność wydaje się być prosta. Gdy dbamy o siebie, staramy się schudnąć, przesiadujemy godzinami na plaży lub w solarium, kupujemy modne ciuszki, a mimo to nie znajdujemy akceptacji w otoczeniu lub w oczach najbliższej osoby, to albo trzeba obniżyć swoje wymagania wobec innych, albo zmienić znajomych, poszukać ludzi wartych obecności w twoim życiu, bo inaczej można wpędzić się w podły nastrój i problemy psychiczne.
Człowiek musi żyć wśród ludzi, a tylko w akceptującym Cię gronie poczujesz prawdziwe odprężenie.
Szacunek u ludzi zdobyłem nie pieniędzmi (bo ich nie mam dużo), ani wyglądem (bo nie uważam się za maczo), a prawdziwością uczuć, czynów i słów.
Na początku mojej drogi przez życie, mało kto akceptował mój styl życia.
Z czasem i ja się dostosowałem, i otoczenie uległo zmianie.
Choć nieraz zmuszony byłem zakłamywać rzeczywistość, robiłem to tylko po to, by zmniejszyć  ból mój i najbliższych - ich wyrozumiałość tylko umocniła nasze relacje.
Po wielu latach mogę wreszcie stwierdzić, że odnalazłem lepsze samopoczucie, bo nic tak mnie nie cieszy, jak życie wśród zaufanych ludzi, w tym zakłamanym świecie.

wtorek, 6 grudnia 2016

54. 6 GRUDNIA


Od dziecka każdy wyczekuje na ten dzień.
Nie dość, że od niego zaczyna się cała masa świątecznych dni, aż po Dzień Kobiet (niektórzy usilnie promują dalsze święto - Dzień Mężczyzn), to jeszcze miasta i wsie stają się coraz weselsze od bożonarodzeniowych ozdób i światełek.
Do dziś pamiętam, gdy na tzw. "Mikołaja" otrzymałem odpowiedź na mój list do fińskiego mikołaja.
Był 1985 rok, gdy w szkole podstawowej dostałem od kolegi adres do Św. Mikołaja.
Czułem, że to nie jakaś bujda i nawet nauczyłem się go na pamięć, by nie stracić tak ważnej informacji.
Santa Claus
Main Post Office
96930 Rovaniemi
FINLAND

Zaadresowaną kopertę, z moim adresem, bez właściwego listu w środku, wysłałem pod koniec września.
Miałem przeogromną radość, gdy na dzień  przed Mikołajem dostałem odpowiedź.
Była to duża koperta, a w niej mapa Finlandii z motywami mikołajowymi, przedstawiająca ten kraj o każdej porze roku (poniżej, jedna z czterech map).
Dodatkowo, załączone były świąteczne naklejki samoprzylepne, które oczywiście ponaklejałem na zeszyty.
Wierzę, czy nie, w świętych, ale być mile zaskakiwanym w ten dzień, zawsze lubię.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

53. PRACA PO GODZINACH


Dziesiątki telefonów odbieranych w ciągu pracy, setki klientów przewijających się obok nas, tysiące słów pisanych na ekranie komputera. To wszystko mało, by zakończyć sprawy w 8 godzin, by przełożony był zadowolony z rezultatów naszej pracy.
Szefostwo ma dziwne mniemanie o tym, jak pracujemy.
Oni chyba myślą, że mamy jakichś sprzymierzeńców,  jakichś niewidzialnych pomocników,  którzy odwalą za nas całą robotę w kilka minut.
Naczytali się w dzieciństwie za dużo bajek - krasnoludków nie ma...poza Wrocławiem (patrz wpis nr 47).
A poważniej, to są dni, w których trzeba się poświęcić i zostać dłużej w pracy.
Nie dla poklasku, ani dla gromadzenia punktów do rocznej nagrody.
Po prostu tak wypada, lub jest mus.
Wyzysk pracownika jest o tyle gorszy, jeśli to współpracownicy, nie rzadko za milczącym przyzwoleniem szefa, nas wykorzystują i zmuszają do zostania po godzinach pracy w biurze.
Najbardziej irytuje czyjaś absencja w pracy, w czasie wzmożonych obowiązków, a współpracownik musi robić wtedy za dwóch.
Jeśli jest to choroba, to wybaczamy, ale na "lewe" zwolnienia mamy wszyscy alergię.
Tak samo, jak na papieroski, ploteczki przy kawie innych osób, gdy my musimy zdążyć w terminie z bieżącymi sprawami.
Szczytem bezczelności, arogancji, jest spoufalanie się z szefem i specjalne nadskakiwanie, chodzenie do niego (do niej) na pogaduchy, a szeregowy pracownik musi robić ponownie za dwóch i to bez szans na jakąkolwiek nagrodę.
To nie początek bajki o Kopciuszku z XXI wieku, a dość często spotykana rzeczywistość.
Praca po godzinach ma jednak tę zaletę, że panuje błogi spokój, można zebrać myśli, skupić się na powierzonym zadaniu. Stajemy się panem sytuacji.
Gdy zza okna widać świat, chylący się ku nocy, można wesprzeć się starym powiedzeniem:
"Ktoś pracuje, by spać mógł ktoś", bo za kilka godzin, to ja będę słodko spał, a ktoś inny będzie pracował na mój spokojny sen.
Dobranoc.