piątek, 30 września 2016

24. RECEPTA NA SZCZĘŚCIE


Oszczędzanie małych kwot było kolejnym bodźcem do skutecznego działania w walce o powrót do normalności.
Zresztą nie ja pierwszy odkryłem zależność pomiędzy posiadaniem środków większych od podstawowych potrzeb konsumpcyjnych, a realizacją innych celów (potrzeb wyższego rzędu).
Teoria Abrahama Maslowa o motywacji człowieka,  wskazuje właśnie na realizację potrzeb według kolejności: podstawowych (fizjologicznych), bezpieczeństwa, przynależności, uznania oraz samorealizacji, jako następujących po sobie, gdy każda poprzednia, zostaje zaspokojona.
Zaiste, najpierw musiałem zadbać o pieniądze na jedzenie, potem o dach nad głową, by myśleć o wyjściu z długów,  a potem realizować własne marzenia.
Teoria Maslowa, w moim przypadku, zadziałała.
Jeśli chcecie, sami sprawdźcie,  na jakim poziomie potrzeb jestem, skoro zacząłem pisać tego bloga.
Tzw. "Piramida Maslowa" dość jasno określa moje miejsce w hierarchii.
Nie byłoby jednak tego wszystkiego, gdyby nie OPTYMIZM.
Optymistyczne nastawienie, że się uda cokolwiek, daje dodatkowego kopniaka.
Myśl o tym, jaki będę szczęśliwy, gdy dostanę pełną wypłatę, bez potrącenia komorniczego, przyświecała mi od samego początku.
Sprawiała, że cel nie wydawał się aż tak odległy.
Warto pielęgnować taki stan szczęśliwości, w każdym aspekcie życia.
Bez optymizmu tracimy wiarę w cokolwiek. Jest nam źle, bo nikt nas wtedy nie rozumie.
Trzeba się przeciwstawiać takim stanom.
Jeśli myślisz, że nikogo nie obchodzisz, to mając w sobie optymizm, jesteś w stanie pomyśleć w taki sposób: "może i jestem nikim dla świata,  ale dla kogoś mogę być całym światem".

czwartek, 29 września 2016

23. NA STYK


Pamiętam,  jak dziś,  chwilę,  gdy 4 złote musiało mi wystarczyć na 3 kolejne dni, do wypłaty.
Gdyby nie zapasy w lodówce, byłoby ciężko przetrwać, bez zewnętrznej pomocy.
To nie wina złej gospodarności.
Jak się ma ograniczony budżet domowy, trudno utrzymać w ryzach rozchodzące się pieniądze.
Dodatkowe dochody nie zawsze są,  nie zawsze wystarczają.
Przez wiele miesięcy gnębiło mnie takie życie - zaciskanie pasa i wymyślanie czegokolwiek, by przetrwać ostatnie dni do wypłaty.
Pożyczka od rodziny i znajomych, branie w sklepie towary "na krechę", kupowanie taniej żywności o marnej jakości, zastawianie rzeczy w lombardzie, sprzedaż butelek po piwie, to pomysły, jakie przychodziły mi wtedy do głowy.
Potrzebna była przemyślana strategia na przyszłość, by wreszcie poradzić sobie z problemem ostatnich dni miesiąca.
Wygospodarowanie pewnej kwoty, jako strefy bezpieczeństwa, było naturalną reakcją, lecz trudną do zrealizowania. Ale nie niemożliwą.
Odłożenie gotówki na tzw. czarną godzinę, stanowiło dla mnie zabezpieczenie nie tylko na wszelkie chude miesiące, ale i inne nieprzewidziane wydatki.
Na początku oszczędności 10 zł miesięcznie nie porywały do wiwatu, jednak z czasem uzbierałem łącznie około 200 zł.
Z chwilą dysponowania dodatkowymi środkami, korzystałem z nich mniej lub bardziej intensywnie.
Nagłe wizyty u dentysty, kupno nowego obuwia, czy zakup (częściowo refundowany z pracy) nowych okularów na wszelki wypadek, gdy nie mogłem korzystać z soczewek kontaktowych, to tylko niektóre z tych nieprzewidzianych wydatków.
Na szczęście zawsze udawało mi się zachować kilka złotych na ostatni dzień przed wypłatą.
Jedno, co było ciekawe w całej sytuacji, to fakt, że dysponując bardzo małymi kwotami przed wypłatą, kupowałem głównie tanie warzywa: cebula, ziemniaki, marchew (podobno w Unii Europejskiej traktowana jako owoc) i polskie owoce (głównie jabłka).
Nie przetworzona, tania żywność była na tyle mało kaloryczna, że podświadomie szukałem taniej alternatywy do mięsa, by odczuć sytość...niestety zawsze trafiało na słodycze. 

wtorek, 27 września 2016

22. PORADNIK DLA PLAYBOYÓW BEZ K(L)ASY


Podam ci, mój przyjacielu,
przepis na względy kobiety.
Skorzystało z niego wielu,
bo to nie są jakieś bzdety.

Wyznacz sobie dzień na zmiany,
byś psychicznie był gotowy.
Musisz również być wyspany
oraz, oczywiście, zdrowy.

Wygrzej się na słońcu trochę,
użyj hantle zapomniane,
by wyglądać na twardziochę.
Miej paznokcie spiłowane.

Stań przed lustrem po kąpieli,
usuń pryszcze i ogol się.
Niech twe zęby będą w bieli,
by oddech nie przekreślił cię.

Nanieś żelu odrobinę,
żeby włosy były składne.
Rób do złej gry dobrą minę,
gdy nie rosną ci już żadne.

Sięgnij teraz po swe ciuchy.
Załóż tylko coś nowego.
Żadne dresy, wycieruchy,
bo zgubiły niejednego.

Z adidasów też zrezygnuj
- załóż eleganckie buty.
By błyszczały się, przypilnuj,
by żaden nie był rozpruty.

A na koniec najważniejsze
- rześki zapach niezwietrzały.
Wówczas wszystkie najfajniejsze
będą z tobą rozmawiały.

Czy przychodzi ci do głowy,
upić się przed zalotami?
Lepiej odpuść sobie łowy,
siedź przy piwie z kolegami.

Gdy rozmowę z nią rozpoczniesz,
gdzieś na boku, w dyskotece,
nie myśl,  że wtedy odpoczniesz.
Mylisz się, i to dalece.

Musisz dialog kontrolować,
być wesołym, lecz z umiarem,
swe gadulstwo przyhamować
i nie być dla niej ciężarem.

Wszystkie swoje ułomności
lepiej wyznaj jej zawczasu.
Może nie mieć przyjemności
tracić z tobą więcej czasu.

Mów szczerze, co z twą karierą
i co pragniesz w życiu robić.
Brak ambicji - z tą barierą
ciężko jakąś miłość zdobyć.

Szanuj, by cię pokochała.
Wspieraj ją zawsze i wszędzie.
Chcesz, by ci usługiwała?
Żoną ze Stepford nigdy nie będzie.

----------

Przemyśl, co tu napisane
i rozpocznij swe podchody.
Trwałe związki są pisane
tylko dla pokonujących schody.

21. GOTOWY DO PRACY


Pełen werwy, animuszu, wracam z nowymi siłami, by zmierzyć się ze swoimi problemami i spełniać swe marzenia.
Najważniejsze jest zacząć, bo początek zawsze sam w sobie motywuje. Dodaje odwagi, bo okazuje się, że można było bez problemu uczynić ten pierwszy krok.
Trzeba jednak na bieżąco analizować to, co się dzieje wokół, by to nie był falstart.
Są czasem rzeczy, które "wychodzą w praniu" i konsekwentnie należy je wyłapać i niwelować.
Jasność umysłu to podstawa.
Oczywiście dopalacze, narkotyki, nawet napoje typu "energy drink" to nie jest dobry sposób na racjonalne spoglądanie na swoje otoczenie, zatem stanowczo odradzam. Głównie ze względów zdrowotnych.
Odkąd wychodzę z długów, alkohol wysokoprocentowy dla mnie nie istnieje.
Ogólnie, trzeźwość umysłu potrzebna jest nie tylko do wychodzenia z długów, ale i w innych aspektach życia.
Zatem... do roboty !

niedziela, 18 września 2016

20. UCIECZKA DO RZECZYWISTOŚCI


Są takie chwile, gdy uciekamy w wirtualny świat.
Komórki, tablety, laptopy, monitory stacjonarnych komputerów, telewizory, towarzyszą nam wtedy w każdej godzinie życia, ale czasem chcemy (i powinniśmy) od nich odpocząć.
Wielogodzinne przebywanie przed komputerem, nie tylko w celach rozrywkowych, może prowadzić do tzw. suchości oka, zapalenia spojówek i innych podrażnień oczu.
Nie pominę faktu najbardziej chorobowego - brak ruchu to nadwaga, niewydolność trzustki, cukrzyca...itp.
Nie było moim celem kogokolwiek straszyć, ale człowiek to też zwierzę, dlatego ruch wpisany jest w jego DNA.
Spacery, biegi, siłownia, pielenie ogródka, sprzątanie mieszkania i inne formy aktywności fizycznej muszą mieć swoje miejsce w naszym grafiku dnia.

Niniejszym oświadczam, iż z powyższych powodów i innych, bardziej kuriozalnych (np. brak dostępu do internetu ) nastąpi przerwa techniczna do dnia 27 września 2016 r.

Nie płaczcie, wrócę ;-)

sobota, 17 września 2016

19. HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI


Mój przyjaciel.
Tylko on mnie rozumie.
Przytula się do mnie, a ja do niego. Razem chodzimy na spacery.
Cierpliwy, nierozłączny towarzysz - nie wyobrażam sobie życia bez niego.
Od 16 lat wsłuchany w moje słowa - coraz częściej radosne, czasem namiętne, ale bywają też pełne smutku i trosk.
Rzadko mi przerywa, dając dyskretnie znak, że jest padnięty.
Jestem mu to winny, za jego bezgraniczną wierność, by przybliżyć wam, jego wady i zalety, kim był, i jest obecnie...
...mój telefon ;-) :-) ;-) .

Na początku nabywałem telefony bez uprzedniej analizy. Cieszył sam fakt posiadania.
Z czasem, gdy weszły na rynek tzw. smartfony, szczegółowe porównania specyfikacji różnych modeli, stały się miłym obowiązkiem.
Dokładna lista posiadanych modeli prezentuje się następująco:

1. Ericsson R320s - mój pierwszy telefon (listopad 2001 r.). "Cegiełka", ale całkiem poręczna.
2. Nokia 6230 - cieszyła mnie w nim udana miniaturyzacja.
3. Nokia 6610i - jak wyżej; otrzymany w zamian za przedłużenie umowy abonamentowej.
4. Nokia 6020 - ulepszony model z kolorowym wyświetlaczem i dobrym odtwarzaczem mp3.
5. Siemens SL45i - elegancki, srebrny kolor z bursztynowym wyświetlaczem i z wyśmienitą jakością muzyki. Niestety system okazał się niestabilny po 2 latach użytkowania.
6. Siemens C60 - to była pomyłka. 
7. Nokia 6300 - powrót do klasycznej Nokii. To był dobry telefon, lecz bateria trochę zbyt mało pojemna. Fajna opcja wyskakiwania maili bezpośrednio na wyświetlaczu
8. Nokia 2700 - kolejny dobry prosty fiński telefon, z dobrej jakości wyświetlaczem (2 cale) i mocniejszą baterią, ciekawą funkcją wybierania głosowego rozmów.
9. Samsung Avilla (S 5230) - mój pierwszy telefon dotykowy. Przejście na 3 cale zrobiło wrażenie, choć bateria to słaby punkt.
10. Samsung Ch@t (B 3410w) - był dobry do pisania dłuższych wiadomości, dzięki rozsuwanej klawiaturze QWERTY.
11. Nokia 5800 - mój pierwszy prawdziwie użyteczny smartfon. Bardzo dobra bateria, lecz system operacyjny (Symbian) nie był stabilny w późniejszym użytkowaniu. Wciągająca na wiele minut gra "Bounce touch".
12. Sagem My500x - bardzo tani telefon, na złe czasy.
13. LG GB102 - tak, to były kiepskie miesiące życia, ale musiałem mieć kontakt ze światem, skoro telefon stacjonarny był już odłączony.
14. Nokia 5230 - trochę uboższa wersja Nokii 5800, ale równie udana. Dobry powrót do normalności, bardzo dobra bateria i ta gierka "Bounce touch".
15. Samsung Omnia II (i 8000) - pierwszy smartfon od Samsunga, na jaki się zdecydowałem. Elegancki wygląd, ale system Windows nie zdał tu jednak egzaminu.
16. Samsung Galaxy Apollo (i 5800) - wreszcie telefon z Androidem - okazał się najlepszym dla mnie systemem operacyjny w telefonie.
17. Samsung Galaxy S (i 9000) - ideał 4-calowy. Do dziś za nim tęsknię.
18. Samsung SGH-D880 - darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Na uboższe miesiące.
19. Nokia 500 - ostatnia szansa dla fińskiej firmy, nieudana. System Symbian na smartfonach odchodzi do lamusa.
20. Samsung Galaxy Ace2 (i 8160) - nieznacznie mniejszy (3,8 cala) brat Galaxy S, obecnie w posiadaniu.
21. Nokia C1-00 - Nokia ma żywotne jedynie klasyczne telefony; to drugi, obecny telefon (na wszelki wypadek), darowanemu koniowi... .
22. Czas pokaże wkrótce.

Rozważny zakup, wcale nie musi oznaczać, że złapaliśmy dobrą okazję.
Trzeba jeszcze przed zakupem, upewnić się, czy aby nie kupujemy plastikowej zabawki.
Na szczęście jest internet, a w nim testy, recenzje i opinie internautów. Warto z nich korzystać, by nie przeoczyć jakiejś istotnej wady.
Udanych zakupów,... a jeśli chodzi o psa, to też miałem. ;-)
Ot, taki żarcik.

piątek, 16 września 2016

18. ZŁAPAĆ OKAZJĘ


Istnym poligonem jest, dla wielu, szukanie idealnego telefonu komórkowego. 
Z góry założone kryteria przegrywają najczęściej w konfrontacji z ceną, lub faktycznym wyposażeniem telefonu, gdy przyglądamy się jemu bliżej. 
Pod ostrzałem nachalnej reklamy kupujemy telefon, wiążąc się abonamentem, a po roku stwierdzamy, że ktoś nas wsadził na minę. 
Z rozrzewnieniem wspominam czasy prostych w obsłudze telefonów Nokii.
Smartfonowy wysyp modeli Samsunga z systemem Android spowodował nie małe zamieszanie.
W gąszczu ofert operatorów telefonii komórkowej, jak i sklepach branżowych, trudno znaleźć odpowiedni sprzęt dla siebie.
Dodatkowo,  wzrost wielkości wyświetlaczy w komórkach przyprawia o ból głowy.
Czasy 3-calowych konstrukcji poszły dawno w zapomnienie. Już nawet 4-calowe smartfony wydają się być zbyt ograniczone w możliwości multimedialne.
Obecnie dominują telefony z ekranem 5 cali i większe,  które nie tylko wyglądają podczas rozmowy, jak dachówka przy uchu, ale ich ciężar i gabaryty nijak się mają do letnich ubrań.
Dla mnie optymalna wielkość ekranu to 4-4,3 cala.
Może to się wyda wam niemożliwe, ale niektóre posty na blogu zostały stworzone przez Samsunga Galaxy Ace2, czyli z ekranem 3,8 cala.
Oczywiście to tylko awaryjne rozwiązanie, mało komfortowe, bo mam tablet (7 cali),... ale można to zrobić.
Nigdy nie polubię telefonów z bateriami, których nie można wymienić.
Gdy skazuję siebie na zakup używanego telefonu, od razu wymieniam baterię na nową.
Nie zrozumiem nigdy po co są przyciski funkcyjne na ekranie, zamiast na dole, pod ekranem.
Nie dość, że zmniejszają powierzchnię roboczą na wyświetlaczu, to w chwili utraty sprawności dotyku lub zawieszenia się systemu, trudniej zareagować.
Nieporozumieniem jest też brak możliwości wkładania do telefonu karty pamięci, gdy często chcemy korzystać z przenoszenia całych plików z komputera do telefonu.
Kwestię aparatu fotograficznego opiszę krótko - wszystko od 5 Mpix będzie akceptowalne w codziennym użytkowaniu.
Gdy wiemy, jakie cechy powinien posiadać telefon, znamy orientacyjną specyfikację, to można wyszukać swój idealny smartfon przez wyszukiwarki telefonów na różnych stronach internetowych.
Mój ideał na dziś, to Samsung Galaxy S5 mini, a wasz?

czwartek, 15 września 2016

17. JA TU NIE PASUJĘ


Nie zawsze wszystko układa się po naszej myśli.
Wiele sytuacji sprawia, że czujemy się odrzuceni. Nikt nas nie rozumie, nie mamy wsparcia w swoim otoczeniu, bo nasze zdanie i pogląd na życie, odbiega od ogólnie przyjętego światopoglądu.
Rozróżnienie na "białe lub czarne" nie określa zazwyczaj wszystkich możliwości.
Oczekując innych opcji, wyśrodkowania, nie powinniśmy uginać się pod presją innych.
Przykład głosowania na partie polityczne jest często wyborem mniejszego zła.
Nigdy nie wiadomo, tak do końca, co kryje się za pustymi hasłami i czym może nas zaskoczyć zwycięzca. Nie wszyscy, bowiem, dotrzymują słowa danego w kampanii wyborczej.
To i tak dobrze, że gdy nie odpowiada nam żadna opcja, lub ludzie, możemy nie iść bezkarnie na wybory - np. w Bułgarii, w marcu 2016 r., wprowadzono obowiązek wyborczy, jednocześnie nakładając kary za nie wypełnienie tego nakazu.
Wychowany w duchu katolickim, mam swój pogląd na sprawy wiary. Nigdy, jednak, nikomu nie zamierzam wciskać na siłę,  by wierzył w Boga,  lub nie.
Uważam,  że są chwile, gdzie zarówno deską ratunkową może okazać się wizyta w kościele, jak i inne zdarzenie, nie związane z religią.
Wszystko zależy od osobowości człowieka.
Radykalne zmuszanie do wiary (wyprawy krzyżowe czy ataki terrorystów związane z islamizacją) jest tak samo złe,  jak głoszenie poglądów ateistycznych.
Każdy ma prawo wierzyć w to, co chce i kogo chce, byle nie krzywdził innych.
Najgorzej jest niestety wówczas,  gdy to najbliżsi próbują układać nam życie.
Nikt za nas nie może decydować. Błądzenie jest wpisane każdemu w życiorys - czy to sprawy finansowe,  uczuciowe itp.
Zmuszanie do czegokolwiek, wbrew woli drugiej osoby, nie prowadzi zbyt często do pozytywnego zakończenia spraw.
Musimy nieraz dostać po tyłku, od losu, by zrozumieć sens swoich decyzji.
Sobie szybko wybaczamy pomyłki, innym niekoniecznie.

poniedziałek, 12 września 2016

16. "E" TAM JAKOŚĆ, LICZY SIĘ ZYSK


Z ograniczoną kwotą pieniędzy do dyspozycji nie ma możliwości, by wybrzydzać w kwestii wyżywienia. Skupianie się na tańszych odpowiednikach produktów, nie jest jednak rozsądnym rozwiązaniem.
Szybki przegląd sklepowych półek pozwala odróżnić ser od wyrobów seropodobnych; masło od mixu tłuszczowego; mięso i wędliny pełnowartościowe od przetworzonego wyrobu naszprycowanego wodą i ulepszaczami.
Dokładnie analizując etykiety "podrabianych" towarów, z łatwością odnajdujemy oznaczenia typu: E 330, E 476 itp.
Akurat takiego typu oznaczenia są mi dobrze znane, bo o klasyfikacji dodatków do żywności uczyłem się już na studiach, na Ekonomice Ochrony Środowiska (EOŚ).
Wówczas był to dla mnie zwykły przedmiot na tzw. "3 Z" (zakucie, zaliczenie i zapicie).
Dopiero z czasem człowiek zaczyna być bardziej świadomy tego, co robi i je.
Każdy sam musi wyrobić sobie zdanie na temat szkodliwości niektórych produktów przetworzonych. Chciałbym, mimo to, zapoznać wszystkich czytających z podstawowymi informacjami, dotyczącymi ulepszaczy - "E"...tam jest
Są takie artykuły spożywcze, które nie mają w swoim składzie żadnych symboli "E".
Niech to nikogo nie zmyli, bowiem pod nazwami także są one skrzętnie ukryte.
Na przykład aspartam to E 951, kwas cytrynowy to E 330 itd.
Czy instytucje nadzorujące rynek spożywczy nie mogą wprowadzić bardziej restrykcyjnych przepisów? Przecież tu chodzi o nasze zdrowie.
Bomby rakotwórcze z opóźnionym zapłonem,  jakimi są najczęściej ulepszacze, stanowią większość dodatków w produktach.
Owszem, rachunek ekonomiczny narzuca pewne uproszczenia i oszczędności w procesie produkcji, ale indolencja niektórych instytucji woła o pomstę do nieba.
To, że ktoś napisze na towarze, że występują dodatki "E", umywa (po części) ręce od odpowiedzialności.
Papierosy też posiadają niezdrowe substancje i muszą być o tym umieszczone wyraźne informacje na opakowaniu - może producenci powinni to robić i na produktach spożywczych z substancjami rakotwórczymi, skoro udowodniono już ich działania uboczne.
Nikt zresztą nie spamięta, który z 1500 dodatków, oznaczonych jako "E", jest szkodliwy.
W świecie e-maili, e-booków, e-papierosów nie potrzebujemy E-żywności, bo ona nie ma nic wspólnego z wirtualną rzeczywistością...
... chyba, że potraktujemy takie pseudo-mięso, jako produkt wprost z "Matrixa" - smaczne i zdrowe, jedynie przebywając w cyberświecie.

sobota, 10 września 2016

15. DIETA CUD: KREDYTY


Braki w portfelu mogą niekorzystnie wpłynąć na posiadane kilogramy.
Gdy depresja opanowała mój umysł, nie miałem sił na aktywność fizyczną.
Niestety taki stan ducha sprzyjał ucieczce w niezdrowe jedzenie i przekąski.
Dopóki nie wziąłem się w garść, drożdżówki i czekolada potrafiły zastąpić mi ciepłe posiłki.
Zamiast wydać pieniądze na porządne zakupy i poświęcić trochę czasu na sporządzenie jakiejkolwiek potrawy, szybszym sposobem było dla mnie zabicie głodu pustymi kaloriami.
Dopiero zrozumienie, że to, co jem, ma bezspośredni wpływ na moje samopoczucie i przede wszystkim zdrowie, pozwoliło mi zająć się tym tematem na poważnie.
Wolałem mniej zjeść, lecz zdrowiej, niż delektować się słodkościami.
Zamiast wydać 1,80 zł na drożdżówkę z zapychającym serem, sięgałem po kostkę twarogu za 2,30 zł. Zrezygnowałem z sosów, tłustych potraw, na korzyść postnych, gotowanych warzyw.
Dodatkowo, gdy roznosiłem po godzinach pracy przesyłki listowe, nie miałem czasu na posiłek obiadowy.
Powrót do domu, pod wieczór, skutkował brakiem zainteresowania jedzeniem, bo zmęczenie wygrywało z głodem. Jedynie uzupełnienie płynów wydawało się obowiązkiem.
W 8 miesiący takiego trybu życia, schudłem około 20 kg.
Niby fajnie wyszło, ale nie mogłem na siebie patrzeć, bo ze 106-kilogramowego miśka, o równie zwierzęcej sile, zrobił się ze mnie 85-kilogramowy wilczek bez mocy.
Drastyczna dieta kredytowa przyczyniła się też do zmniejszenia ciepłoty ciała.
Cały czas czułem chłód i musiałem się grubiej ubierać niż dotychczas.
Wszystkie swetry, spodnie i koszule wylądowały w najgłębszej części szafy, bo z rozmiaru XL musiałem przestawić się na rozmiar M, ewentualnie na L.
Oczywiście, wyniknęły z całej sytuacji pozytywne rzeczy.
Zmniejszenie wagi, to lepsze zdrowie, lepsza wydolność oddechowa i zwiększenie koordynacji ruchowej.
Skończyły się nocne bezdechy i ciśnienie krwi wróciło do normy.
Jednak problem z odkręcaniem słoików koleżankom z pracy, tłumaczenie się, że utrata wagi to nie ukryta choroba, ogólne poczucie słabości, spowodowały, że postanowiłem trochę zainwestować w tężyznę fizyczną.
Czekałem na taką możliwość z niecierpliwością.
Dopiero coroczny wzrost kwoty wolnej od zajęcia komorniczego i "trzynastka" (choć tylko jej połowa) pomogły mi powiększyć cotygodniową zasobność lodówki.

czwartek, 8 września 2016

14. NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJ


Osiąganie celu jest długim procesem.
Zawsze można pójść na łatwiznę i poddać się, jednak nie po to angażowałem swój czas i emocje, by zatrzymać się w połowie drogi.
Trzeba było trzeźwo spojrzeć na sytuację, a jednocześnie reagować na każde odstępstwo od przyjętych reguł prawnych.
Tak się złożyło, że jedna z windykacyjnych firm, po wyegzekwowaniu ode mnie, za pośrednictwem komornika, zaległości pochodzącej za niezapłacone faktury za stacjonarny telefon z internetem, ponownie to chciała zrobić.
Przyszło zajęcie komornicze do zakładu pracy, o czym zostałem powiadomiony dopiero z Biura Kadr - oczywiście ja nie dostawałem wcześniej żadnych monitów z tego tytułu.
Wiedziałem, że miałem dług i go spłaciłem.
Żądanie ode mnie kolejnych pieniędzy, było ewidentnym nadużywaniem możliwości prawnych, a kwota sporna wynosiła aż 5.000 zł.
Wielki gracz na rynku nie zawsze ma rację, a często wykorzystuje nieświadomość zdołowanych dłużników.
Po co było egzekwowanie tylko części zaległości, a dopiero po spłacie jej, pozostałej kwoty?
Gdybym nie był "po przejściach", zapewne od razu dzwoniłbym to wyjaśnić.
Szybkie wyszukanie informacji w internecie i okazało się, że ten rodzaj zaległości (za opłatę telekomunikacyjną) uległ dawno przedawnieniu.
Pomny rad, o których czytałem przed podjęciem działań naprawczych, poszukałem więcej informacji na temat przedawnionych długów.
W meandrach przepisów prawnych odnalazłem sposób na wykaraskanie się z tej sytuacji.
Musiałem zaskarżyć postanowienie o wszęciu egzekucji (aby komornik odstąpił od egzekucji), przywrócić termin do złożenia odwołania od nakazu zapłaty (bo nie miałem okazji złożyć odwołania - nie otrzymałem przecież samego nakazu) i złożyć odwołanie podając argumenty przeciw - w moim przypadku był to zarzut przedawnienia (zasadnicze pismo).
Mozolnie, krok po kroku, wypełniałem druki i tworzyłem pisma do e-sądu, komornika i wierzyciela.
Na szczęście mój komornik, który postanowieniem sądu był wyznaczony do prowadzenie wszystkich egzekucji, od razu zawiesił postępowanie do czasu ogłoszenia wyroku sądu w mojej sprawie.
E-sąd uznał moje racje i przekazał sprawę do sądu w Kołobrzegu (właściwość miejscowa).
Z niecierpliwością czekałem na dalszy rozwój sytuacji, choć i tak byłem szczęśliwy, że podołałem procedurze postępowania sądowego bez niczyjej pomocy.
Po 3 miesiącach z kołobrzeskiego sądu przyszło pismo wzywające wierzyciela do uzupełnienia wniosku w ciągu 2 tygodni. Firma musiała przedstawić dowody na to, że zaległość nie uległa przedawnieniu... i nie zrobiła tego.
Po kolejnym miesiącu sąd zakończył sprawę, a ja miałem immunitet w ręku na tę zaległość.
Radość była wielka, a duma zmotywowała mnie do wychodzenia z długów jeszcze bardziej.

środa, 7 września 2016

13. ZACHŁANNOŚĆ



Byle mieć więcej, byle załatwić jakąś sprawę szybciej, po trupach... byle do celu.
Zachłanność ludzka nie zna granic. Pogoń za pieniądzem staje się dla niektórych obsesją posiadania.
Wiele razy spotkałem osoby nadmiernie czerpiące korzyści z życia, kosztem słabszych.
Dla "paru groszy" niszczyli swoją reputację, budząc niesmak u innych.
Między innymi dlatego nie chciałem nigdy pracować w korporacji. Wyścig szczurów to nie moje klimaty.
Niestety, nawet w małych zakładach pracy odczuwa się zazdrość, hipokryzję, podlizywanie się do granic możliwości, aby tylko liczyć się przy nagrodzie, awansie, lub jedynie poczuć się ważną.
Gdy roznosiłem pocztę kurierską, również zauważyłem wiele dziwnych zachowań innych kurierów, którzy w bezczelny sposób zwiększali sobie możliwość zarobienia na roznoszeniu listów, w bardziej korzystnych miejscach miasta - np. zamiast dzielnic z domkami, wybierali ulice z samymi blokami mieszkalnymi.
Bywając z konieczności na poczcie, wysyłając polecone listy do moich wierzycieli kredytowych, także obserwowałem dziwny zwyczaj.
Automat wydający numerki do kolejki oczekujących, miał kilka opcji do wyboru, w zależności od rodzaju usługi (np. wysyłka paczki to A001, a listów B001).
Praktycznie zawsze ludzie wybierali wszystkie możliwe literki, w nadziei na szybszą obsługę, bo przecież czas to pieniądz.
Takie zachowanie oznaczało jednak utratę czasu przez innych,  którzy musieli wyczekiwać, aż wszystkie "puste" numery przeminą na wyświetlaczu wzywającym do okienka.
Darmowe, promocyjne poczęstunki i rozdawanie gadżetów, to kolejny pokaz prymitywnych zachowań ludzkich.
Jak co roku, w nadmorskich miejscowościach odbywało się wiele wakacyjnych degustacji i rozdawania próbek kosmetyków, książek itp.
Określenie: "przeszedł tajfun", było adekwatne do sytuacji. Zamiast symbolicznej konsumpcji, widziałem regularne krzyki i przepychanki po jedzenie, a materiały promocyjne,  zabierane były garściami przez te same osoby.
Czy w dążeniu do realizacji marzeń, naprawdę trzeba się spodlić? Czy nie lepiej realizować własne plany z podniesioną głową?
Szacunek do ludzi jest najważniejszym czynnikiem w relacjach z nimi.
Nie warto być zachłannym, bo w trudnych chwilach, to właśnie szacunek i sympatia do nas, uratuje każdego z opresji.

(Post powstał za namową Edyty).

12. UŚMIECH LOSU


Są takie szczególne dni, na które czekam z utęsknieniem. Są też chwile, które chciałbym pamiętać do końca życia. Nie ma ich zbyt wiele, ale choć jedna z nich, powtarza się co roku.
Nie ważne, jak bardzo byłoby mi źle, urodziny, to dla mnie wyjątkowy czas.
Magiczne godziny przynoszą zawsze radość z bycia kimś bliskim dla innych, a wszelkie marzenia wydają się być bardziej realne do spełnienia.
Jest to również czas kolejnej próby przeszacowania własnych celów i marzeń.
Podbudowany, zawsze staram się wyznaczać sobie nowe kierunki działań na przyszłość.
Jest to bardzo dobry moment na lepsze zmiany, rozpoczęcie trudnej drogi życia, nawet początek dbania o kondycję fizyczną.
Motywacja jest wówczas bliska maksymalnym wartościom, dlatego nikomu nie powinno przychodzić do głowy,  by spędzać ten dzień w samotności, w smutku, przed telewizorem.
Nie mniej jednak to niespodzianki z tego dnia, były od zawsze moim wsparciem.
To jak rzucenie przez los garści dobroci, z okazji święta.
Taki bonus w grze, zwanej życiem, gdy przechodzi się ponownie przez pole START.
Czasem jest to prezent od współpracowników, rodziny, czy przyjaciół. Czasem po prostu obecność, obok siebie, długo wyczekiwanej osoby. Za każdym razem poczucie własnej wartości, po takich podarunkach, potrafiło przebijać mury.
Każdy zdołowany człowiek może wtedy dostrzec, że choćby dla takich momentów warto żyć.
Na szczęście, to nie jedyne dni, jakie mogą przynieść radość, ale niewątpliwie najbardziej odpowiednie na odbudowanie własnego ego.

wtorek, 6 września 2016

11. LŻEJSZE ZADANIA JUŻ BYŁY


Przeskok ze zmniejszania wydatków do jednoczesnego zwiększania dochodów to dość syzyfowa praca.
Po pierwsze, najpierw trzeba znaleźć dodatkowe zarobkowanie, a po drugie, przetrwać czas wzmożonej pracy do pierwszych efektów finansowych, bez powiększania kosztów (szybki obiad na mieście itp.).
Nikt tego nie wie, ile będzie nas kosztował taki wysiłek, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Bilans końcowy nie zawsze wychodzi na plus.
Wytężona praca kosztem braku odpoczynku. Potem przemęczenie ujawniające się od rana.
Gdyby doba trwała 25 godzin, i tak pewnie by nie wystarczyło czasu na relaks.
Trzykrotnie podejmowałem próbę zarobku:
1. Praca nocna przy układaniu towaru w markecie i przy inwentaryzacji towaru, okazała się kompletną klapą. Nie wyobrażałem sobie dalszej współpracy z firmą, która nie kwapiła się do należnej zapłaty. Ponadto notoryczny brak snu odbijał się negatywnie na mojej etatowej pracy.
2. Udzielanie korepetycji z matematyki również mi nie pasowało. Niby to zysk wprost do kieszeni (bez opodatkowywania się), jednak dość nieregularny, nie duży i nie pewny co do osoby  uczonej. Kwota za godzinę nauki też nie okazała, bo konkurencja nie śpi.
3. Roznoszenie listów, jako kurier od 16.00 do 20.00, to był strzał w dziesiątkę. Nie dość, że praca popołudniu, dużo chodzenia (akurat po pracy siedzącej fajna sprawa), bez zarywania nocy, sam regulowałem sposób i ilość doręczanych przesyłek, 3 zł za każdy doręczony list, całoroczna praca z największym natężeniem w okresie zimowym. Sporym minusem było to, że całe wynagrodzenie było przekazywane do komornika, ale chcąc szybciej uporać się z długami, musiałem się z tym pogodzić.
Z resztą,  gdy ujrzałem ile zarobiłem przez rok (około 7.000 zł), a z tego 3.000 zł tylko w miesiącu zimowym, nie mogłem mieć żadnych obiekcji.
Dzięki umowie zlecenie, spłaciłem szybko najmniejsze zaległości i zacząłem już obejmować,  swym dodatkowym źródłem pieniędzy,  coraz większe długi kredytowe.

poniedziałek, 5 września 2016

10. HUŚTAWKI NASTROJU


Im bardziej zaciskałem pasa, tym częściej nachodziły mnie dziwne stany osamotnienia.
Dołującą chwilą mogły okazać się, nie same dążenia do spłaty długu, a przejściowe problemy z gotówką.
Niejednokrotnie pustki w portfelu, na długo przed wypłatą, potrafiły uczynić ze mnie domowego mruka.
Pesymizm nie wynikał wprost z braku możliwości płatniczych, a z jakiejś bliżej nieokreślonej myśli, której nigdy nie umiałem zlokalizować.
Powodowała ona spadek ambicji, kanapową samotność i wzrost zapotrzebowania na kalorie (tylko te słodkie).
Nigdy nie byłem pewien, czy gdzieś za rogiem szafki nie przyczai się ponownie, by mnie dopaść w chwili zwątpienia.
Chociaż lubiłem swoje samotne życie, z czasem zrozumiałem,  że każdy człowiek powinien spędzać czas z innymi.
Samotność jest najgorszą chorobą, na jaką potrafimy siebie skazać z łatwością.
Jednocześnie, tylko my sami możemy sobie odpowiedzieć,  czy poirytowanie zachowaniem innych ludzi, przewyższa potrzebę kontaktów z nimi.
Mimo wszystko, trzeba dać sobie szansę,  by ktoś mógł nam pomóc. Czasem zwykłą rozmową,  częściej pomocną dłonią,  a zawsze - dając szansę wyrzucenia z siebie życiowych emocji.
Wiele razy przeglądałem książkę adresową w telefonie, by wyszukać osobę, z którą mógłbym w danej chwili porozmawiać.
Czasem odpuszczałem rozmowę, ale były chwile, gdy potrzebowałem tego bardzo. Nie zawsze wyjawiałem prawdziwy powód zainteresowania się daną osobą - czasem nie warto było. Liczył się skutek, czyli poprawa nastroju.
Wiedziałem, bowiem, że najgorszą rzeczą, jaką bym zrobił,  to pozwolić sobie na izolowanie się,  nawet w sytuacji,  gdy może to być mniej lub bardziej krępujące.
Na szczęście 8 godzin w pracy "zmuszało" do konwersacji.
Kilka wspólnych zdań i złe nastroje "rozchodziły się po kościach".

piątek, 2 września 2016

9. OGRANICZENIE WYDATKÓW



Oszczędzanie na jedzeniu to kiepski pomysł. 
Trzeba mieć siłę na tak daleką drogę, jak spłacanie długów. 
Nikt tu jednak nie mówi o kupowaniu artykułów spożywczych z górnej półki cenowej. 
Mój pierwotny limit ustaliłem na kwotę 10 zł dziennie, przy założeniu, że będę sobie robił sam obiady.
Dotychczasowe braki w regularnych posiłkach uzmysłowiły mi jednak, jaką krzywdę zrobiłem sobie, w zamian za parę złotych oszczędności, dlatego musiałem zwiększyć ten limit. 
Optymalną kwotą 20 zł na dzień, udało mi się zaspokoić nie tylko potrzeby żywieniowe, ale również, częściowo, odzieżowe.
Kwestię ubrań rozwiązałem głównie przez sklepy typu lumpeks.
Nie miałem wstydu tam chodzić, bo już jako licealista czasami tam zaglądałem.
Oczywiście trzeba było się nachodzić po kilku takich obiektach, by znaleźć coś interesującego na siebie.
Kupno nieużywanych zimowych butów za 45 zł, których cena przekraczała znacznie 100 zł w normalnych sklepach, potwierdziło tylko słuszność mojej decyzji. Kolejne zakupy były jeszcze tańsze. Udało mi się nawet kupić nową kurtkę zimową w ciekawym jasnobrązowym kolorze za jedyne 5 zł !
Poza jedzeniem, najwięcej pieniędzy przeznaczałem na wynajmowanie pokoju na mieście (400zł - 600zł plus koszty dojazdu autobusem miejskim do pracy).
Temat wynajmu też, zatem, musiałem jakoś rozwiązać ekonomicznie.
Szukając ofert wynajmu w internecie przypadkiem udało mi się znaleźć pokój za niewielkie pieniądze.
Niestety była to opcja zamieszkania poza okresem wakacyjnym, gdyż jedyny całoroczny pokój zajmowała inna osoba. Na 3 miesiące musiałem szukać dodatkowej stancji.
Cierpliwość się ostatecznie opłaciła i po 3 latach przeprowadzek mogłem już zająć wspomniany pokój.
Z innych wydatków, które przeanalizowałem, mogę wspomnieć o zaprzestaniu wizyt u fryzjera. Inwestycja w maszynkę do strzyżenia włosów i brody, za niecałe 100 zł, szybko się zwróciła.
Pomimo dość radykalnych cięć (zaprzestania wyjazdów w Polskę, wizyt w kinie, w pabach na pizzy, jedzenia obiadów na mieście), kwota, jaką dysponowałem, była nadal mniejsza od wymaganej, bym realnie zaczął spłacać długi.
Kolejnym wyzwaniem stało się znalezienie dodatkowych źródeł dochodu.

czwartek, 1 września 2016

8. WIĘCEJ GRZECHÓW NIE PAMIĘTAM


Jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Aby móc skutecznie wyjść z długów, musiałem uporządkować dokumenty. Tylko w ten sposób byłem w stanie dowiedzieć się, ile tak naprawdę jestem winny bankom i innym instytucjom.
Odnalazłem umowy kredytowe do każdego zobowiązania i ułożyłem je w kolejności od najwyższej kwoty, do najniższej.
Spisałem wszystko na dużej kartce formatu A4: nazwę wierzyciela, całość zadłużenia, oprocentowanie.
Aby urealnić kwoty długu o odsetki i koszty postępowania komorniczego, skontaktowałem się telefonicznie z moim komornikiem. 
Nie taki diabeł straszny - miły głos asystentki udzielił mi wszelkich informacji.
Ostateczna wysokość zadłużenia wyniosła ponad 100.000 zł.
Nie sądziłem,  że aż tak lawinowo urosną dodatkowe opłaty, odsetki.
Im dłużej wpatrywałem się w poszczególne punkty listy, dochodziło do mnie, że istnieje jednak niemal 100-procentowa szansa na to, by te zaległości spłacić.
Nie potrwa to rok, ani 5 lat, ale cierpliwością i determinacją jestem w stanie dać sobie radę.
Część zaległych kredytów egzekwowanych było już przez komornika (spłacane z zajętego wynagrodzenia), zatem skupiłem się na sposobie spłaty pozostałych długów.
Niektóre z nich można było jeszcze próbować uchronić przed komornikiem.
Niesiony sukcesem podpisanej niedawno ugody, zacząłem pisać do wszystkich wierzycieli z prośbą,  o zawarcie ugody i rozłożeniu zaległości na raty.
Każdy z podjętych kroków na drodze do wolności kredytowej, dawał mi poczucie oczyszczenia. 
Przestałem wstydzić się sporządzonego przeze mnie długiego wykazu przewinień.
Stał się on dla mnie, jak 10 przykazań, drogowskazem i celem w życiu.