poniedziałek, 5 września 2016

10. HUŚTAWKI NASTROJU


Im bardziej zaciskałem pasa, tym częściej nachodziły mnie dziwne stany osamotnienia.
Dołującą chwilą mogły okazać się, nie same dążenia do spłaty długu, a przejściowe problemy z gotówką.
Niejednokrotnie pustki w portfelu, na długo przed wypłatą, potrafiły uczynić ze mnie domowego mruka.
Pesymizm nie wynikał wprost z braku możliwości płatniczych, a z jakiejś bliżej nieokreślonej myśli, której nigdy nie umiałem zlokalizować.
Powodowała ona spadek ambicji, kanapową samotność i wzrost zapotrzebowania na kalorie (tylko te słodkie).
Nigdy nie byłem pewien, czy gdzieś za rogiem szafki nie przyczai się ponownie, by mnie dopaść w chwili zwątpienia.
Chociaż lubiłem swoje samotne życie, z czasem zrozumiałem,  że każdy człowiek powinien spędzać czas z innymi.
Samotność jest najgorszą chorobą, na jaką potrafimy siebie skazać z łatwością.
Jednocześnie, tylko my sami możemy sobie odpowiedzieć,  czy poirytowanie zachowaniem innych ludzi, przewyższa potrzebę kontaktów z nimi.
Mimo wszystko, trzeba dać sobie szansę,  by ktoś mógł nam pomóc. Czasem zwykłą rozmową,  częściej pomocną dłonią,  a zawsze - dając szansę wyrzucenia z siebie życiowych emocji.
Wiele razy przeglądałem książkę adresową w telefonie, by wyszukać osobę, z którą mógłbym w danej chwili porozmawiać.
Czasem odpuszczałem rozmowę, ale były chwile, gdy potrzebowałem tego bardzo. Nie zawsze wyjawiałem prawdziwy powód zainteresowania się daną osobą - czasem nie warto było. Liczył się skutek, czyli poprawa nastroju.
Wiedziałem, bowiem, że najgorszą rzeczą, jaką bym zrobił,  to pozwolić sobie na izolowanie się,  nawet w sytuacji,  gdy może to być mniej lub bardziej krępujące.
Na szczęście 8 godzin w pracy "zmuszało" do konwersacji.
Kilka wspólnych zdań i złe nastroje "rozchodziły się po kościach".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz