czwartek, 29 września 2016

23. NA STYK


Pamiętam,  jak dziś,  chwilę,  gdy 4 złote musiało mi wystarczyć na 3 kolejne dni, do wypłaty.
Gdyby nie zapasy w lodówce, byłoby ciężko przetrwać, bez zewnętrznej pomocy.
To nie wina złej gospodarności.
Jak się ma ograniczony budżet domowy, trudno utrzymać w ryzach rozchodzące się pieniądze.
Dodatkowe dochody nie zawsze są,  nie zawsze wystarczają.
Przez wiele miesięcy gnębiło mnie takie życie - zaciskanie pasa i wymyślanie czegokolwiek, by przetrwać ostatnie dni do wypłaty.
Pożyczka od rodziny i znajomych, branie w sklepie towary "na krechę", kupowanie taniej żywności o marnej jakości, zastawianie rzeczy w lombardzie, sprzedaż butelek po piwie, to pomysły, jakie przychodziły mi wtedy do głowy.
Potrzebna była przemyślana strategia na przyszłość, by wreszcie poradzić sobie z problemem ostatnich dni miesiąca.
Wygospodarowanie pewnej kwoty, jako strefy bezpieczeństwa, było naturalną reakcją, lecz trudną do zrealizowania. Ale nie niemożliwą.
Odłożenie gotówki na tzw. czarną godzinę, stanowiło dla mnie zabezpieczenie nie tylko na wszelkie chude miesiące, ale i inne nieprzewidziane wydatki.
Na początku oszczędności 10 zł miesięcznie nie porywały do wiwatu, jednak z czasem uzbierałem łącznie około 200 zł.
Z chwilą dysponowania dodatkowymi środkami, korzystałem z nich mniej lub bardziej intensywnie.
Nagłe wizyty u dentysty, kupno nowego obuwia, czy zakup (częściowo refundowany z pracy) nowych okularów na wszelki wypadek, gdy nie mogłem korzystać z soczewek kontaktowych, to tylko niektóre z tych nieprzewidzianych wydatków.
Na szczęście zawsze udawało mi się zachować kilka złotych na ostatni dzień przed wypłatą.
Jedno, co było ciekawe w całej sytuacji, to fakt, że dysponując bardzo małymi kwotami przed wypłatą, kupowałem głównie tanie warzywa: cebula, ziemniaki, marchew (podobno w Unii Europejskiej traktowana jako owoc) i polskie owoce (głównie jabłka).
Nie przetworzona, tania żywność była na tyle mało kaloryczna, że podświadomie szukałem taniej alternatywy do mięsa, by odczuć sytość...niestety zawsze trafiało na słodycze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz