poniedziałek, 5 grudnia 2016

53. PRACA PO GODZINACH


Dziesiątki telefonów odbieranych w ciągu pracy, setki klientów przewijających się obok nas, tysiące słów pisanych na ekranie komputera. To wszystko mało, by zakończyć sprawy w 8 godzin, by przełożony był zadowolony z rezultatów naszej pracy.
Szefostwo ma dziwne mniemanie o tym, jak pracujemy.
Oni chyba myślą, że mamy jakichś sprzymierzeńców,  jakichś niewidzialnych pomocników,  którzy odwalą za nas całą robotę w kilka minut.
Naczytali się w dzieciństwie za dużo bajek - krasnoludków nie ma...poza Wrocławiem (patrz wpis nr 47).
A poważniej, to są dni, w których trzeba się poświęcić i zostać dłużej w pracy.
Nie dla poklasku, ani dla gromadzenia punktów do rocznej nagrody.
Po prostu tak wypada, lub jest mus.
Wyzysk pracownika jest o tyle gorszy, jeśli to współpracownicy, nie rzadko za milczącym przyzwoleniem szefa, nas wykorzystują i zmuszają do zostania po godzinach pracy w biurze.
Najbardziej irytuje czyjaś absencja w pracy, w czasie wzmożonych obowiązków, a współpracownik musi robić wtedy za dwóch.
Jeśli jest to choroba, to wybaczamy, ale na "lewe" zwolnienia mamy wszyscy alergię.
Tak samo, jak na papieroski, ploteczki przy kawie innych osób, gdy my musimy zdążyć w terminie z bieżącymi sprawami.
Szczytem bezczelności, arogancji, jest spoufalanie się z szefem i specjalne nadskakiwanie, chodzenie do niego (do niej) na pogaduchy, a szeregowy pracownik musi robić ponownie za dwóch i to bez szans na jakąkolwiek nagrodę.
To nie początek bajki o Kopciuszku z XXI wieku, a dość często spotykana rzeczywistość.
Praca po godzinach ma jednak tę zaletę, że panuje błogi spokój, można zebrać myśli, skupić się na powierzonym zadaniu. Stajemy się panem sytuacji.
Gdy zza okna widać świat, chylący się ku nocy, można wesprzeć się starym powiedzeniem:
"Ktoś pracuje, by spać mógł ktoś", bo za kilka godzin, to ja będę słodko spał, a ktoś inny będzie pracował na mój spokojny sen.
Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz