Od dziecka musimy walczyć o coś - o lepsze zabawki w przedszkolu, lepsze koleżeństwo w szkole, lepszą "drugą połówkę" życiową, lepszą pracę, lepszy poziom życia itp.
Wszystko wydaje się być bardzo proste, gdy ma się wsparcie w rodzicach, którzy doradzą (namówią lub zabronią), pomogą finansowo, lub po prostu czasem przytulą bezinteresownie, gdy masz gorszy dzień.
Są jednak sytuacje, gdy nie mamy tego szczęścia, by cieszyć się obecnością choćby jednego z nich.
Kierowani społeczną poprawnością, brniemy przez życie, z jego bezlitosnym prądem, wskazującym jedyną słuszną drogę.
Niestety dane mi było tego doznać.
Targany brakiem wsparcia uczuciowego, długo nie mogłem odnaleźć się w świecie.
Czasami chwytałem dni, jak tonący ostatnie oddechy powietrza - zbyt łapczywie, by poczuć się pewnie.
Z zazdrością patrzyłem na rówieśników, którzy dorastali otoczeni rodzicielską miłością, układali sobie życie.
Ja nie miałem do tego głowy, bo szukałem utraconego bezpowrotnie poczucia bezpieczeństwa z dzieciństwa, a raczej odpowiedzi, jak żyć.
Zamknięty w sobie, kończyłem kolejne szczeble nauki, aż po studia magisterskie.
Żyłem niby normalnie, lecz nie umiałem nikogo pokochać, bo nigdy nie czułem się kochany.
Na dodatek kilka razy sparzyłem się na nieszczerym uczuciu od dziewczyn.
Swoje emocje zacząłem wylewać na papier, pisząc pamiętniki.
Już nawet wyjście na piwo, z kolegą z liceum, kończyło się rozczulaniem nad sobą, gdy zbyt dużo wypiłem.
Czułem, że syndrom sieroty może mnie popchać kiedyś do depresji, lecz nie wiedziałem, jak wybrnąć z tej sytuacji.
Dopiero dojrzały wiek i podjęcie pracy sprawiły, że zacząłem żyć teraźniejszością i przyszłością.
Przestałem wracać do tego, co było.
Skupiłem się na codziennych sprawach, a z czasem (niestety) na kłopotach finansowych.
Jedyne, co pozostało we mnie z tamtych czasów, to poczucie osamotnienia.
Samotność stała się nieoczekiwanie moim azylem, poczuciem subiektywnego bezpieczeństwa w kontaktach międzyludzkich.
Łatwiej jest mi żyć samemu, niż jeszcze raz próbować zaufać komukolwiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz